Huldra 10 + Tandberg TL 2520

Za każdym razem, kiedy podłączam jakikolwiek sprzęt marki Tandberg chwyta mnie pewien smutek. Czasy, w których rozwijały się największe marki HIFI w drugiej połowie ubiegłego wieku w pewnym aspekcie były ekscytujące. Świat audio tworzyli nie biznesmeni, nie fundusze inwestycyjne, a zwykli inżynierowie, którzy pierwsze „skrzynki” tworzyli w garażu, a za ich sukcesem nie stał ani dobry biznesplan, ani marketing. Za ich sukcesem stał inżynierski geniusz i produkcyjna uczciwość. To byli ludzie, którzy nazywali swoje firmy od własnego nazwiska nie z powodu megalomanii, a wręcz przeciwnie, stała za tym ogromna odpowiedzialność: za produkt, za jego jakość i trwałość. 

Takim człowiekiem był Vebjørn Tandberg, norweski inżynier, założyciel firmy Tandberg

Dlaczego chwyta mnie smutek, kiedy o tym myślę?

Wikipedia jego śmierć w 1978 roku opisuje tak:

„Jego życie zakończyło się w tragicznych okolicznościach – samobójstwie – po tym, jak problemy finansowe i wynikające z nich manewry polityczne pozbawiły go kontroli nad przedsiębiorstwem. Następnie  (po samobójstwie) Tandbergs Radiofabrikk ogłosił upadłość i przeszedł reorganizację korporacji.”

Inne źródła opisują to dosadniej. W Norwegii lewicowy rząd zmusił duże firmy do założenia związków zawodowych, oraz udziałów w przedsiębiorstwie. Założyciel firmy w efekcie tych zmian stracił nad nią kontrolę i bezradnie patrzył jak nowy prezes zarządza firmą. Jakość produktów drastycznie spadła. Amplitunery zaczęli projektować księgowi. Klienci nie byli głupi i przestali je kupować. Vebjørn Tandberg nie mogąc pogodzić się z tym co dzieje się  z firmą noszącą jego nazwisko 30 sierpnia 1978 roku uszczelnił drzwi wjazdowe do garażu i uruchomił swoje Volvo… Niedługo później nieudolnie prowadzona firma zbankrutowała.

Od kiedy przeczytałem tę historię, za każdym razem kiedy wpinam sprzęt Tandberga w swój system myślę o sekwencji tych tragicznych wydarzeń. 

* * *

Moje pierwsze spotkanie z Tandbergiem? Kolumny TL 1520. Kupiłem je w komisie meblowym w Sopocie. Loppis Pchli Magazyn Sopot. Warto tam zaglądać, tym bardziej tuż po dostawie. Sprzęt jest w różnym stanie, takim w jakim został przywieziony ze szwedzkich salonów razem z meblami, na których stał, ale za to ceny są bardzo dobre. Niestety odwiedzają też to miejsce trójmiejscy handlarze, którzy dosłownie dzień później po kupnie i przetarciu ściereczką wystawiają kupione tam sprzęty w 2 x wyższej cenie okraszone ładnymi zdjęciami i opisem: „sprzedaję sprzęt ze swojej kolekcji zbieranej latami….” 

Kolumny Tandberg TL 1520 to niewielkie dwudrożne drewniane skrzyneczki, które… zagrały tak poukładanym dźwiękiem, że moją pierwszą myślą po ich kupnie było: „chcę więcej!” Po kilku tygodniach w moim filtrze na olx pojawiło się powiadomienie, że o rozmiar większe kolumny czyli Tandberg TL 2520 są do kupienia w Warszawie…

Następnego dnia z Warszawy miał wracać mój sąsiad. Kiedy rano zadzwoniłem do sprzedającego okazało się, że ktoś zarezerwował już te kolumny i ma zadzwonić do 10:00. Ale jeśli nie zadzwoni to… droga do Gdańska stanie otworem. Akcja była na wariata. Wyprosiłem sprzedającego, aby za dodatkową opłatą, którą oczywiście poniosłem dowiózł Uberem te kolumny w miejsce, z którego odjeżdżał za chwilę mój sąsiad. Odliczałem do 10-tej… Udało się. Tandbergi owinięte w dwa całkiem dobre ręczniki (używam ich od dziś) dojechały do mnie w sobotnie popołudnie. 

Dane techniczne:

  • Rozmiar (WxHxD): 297 x 526 x 220 mm
  • Waga: 9,15 kge
  • Typ: kolumna 3-drożna, zamknięta
  • Woofer: 200 mm cone
  • Midrange : 100 mm cone
  • Tweeter: 50 mm cone
  • Moc (nominal / musical): 40 W / 65 W
  • Skuteczność: 96 dB / 4 W / 1 m
  • Częstotliwość: 38 – 20’000 Hz
  • Impedancja: 8 Ohm

Kiedy do mnie dotarły na szafce stał akurat Luxman L-190. I pamiętam, że kiedy połączyłem ten sprzęt ze sobą doznałem uczucia jakby świat dookoła stanął. Dzieci biegały, obiad się gotował, przytakiwałem żonie, a z Tabdbergów słuchałem Mozarta. Wiem, że to brzmi głupio i pretensjonalnie, ale przez 5 godzin non-stop słuchałem Mozarta. 

Brzmienie nie było ani jakoś bardzo potężne, ani bardzo detaliczne, nie było pod żadnym względem lepsze od innych sprzętów, które znałem, ale było bardzo wciągające, miało w sobie mnóstwo powietrza, nie było zbyt gęste. Każdy dźwięk miał swoje miejsce w matrycy i z łatwością mogłem lokalizować instrumenty. 

Kilka tygodni później trafił w moje ręce (nie mój) amplituner Tandberg TR 2030. Miałem go tylko kilka dni, ale mam wrażenie, że lepszego ampli Tandberga już później nigdy nie usłyszałem. TR 2060 mimo dwukrotnie większej mocy nie grał wcale lepiej. TR 2055 też bez szału. Z pewnością to kwestia oczekiwań. Ten pierwszy trafił do mnie bez żadnych oczekiwań, ale kolejne miały grać znacznie lepiej. Grając tylko trochę lepiej – rozczarowywały. 

Przez mój system przewinęło się jeszcze kilka różnych par kolumn i amplitunerów Tandberga. Część z nich gra do dzisiaj u moich znajomych. A ja poszedłem dalej ścieżką niemiecko-brytyjską i trochę zapomniałem to Tandbergu. 

Dwa dni temu spiąłem ze sobą amplituner Tandberg Huldra 10 i kolumny TL 2520.

Włączyłem album „jazz pa svenskaJana Johanssona z 1964 roku. Ja wiem, że Norwegia i Szwecja to dwa inne kraje, ale graniczą ze sobą i są na północy. 

Idąc za Wikipedią:

Huldra miała postać pięknej, nagiej kobiety z długimi włosami, czasami z ogonem krowim lub lisim. Można było je spotkać w lesie, w górach lub nad wodą.

Huldry pomagały ludziom pracującym w lesie lub na wodzie (rybakom, wypalaczom węgla drzewnego). Jednakże jeżeli któryś z nich się w jednej z nich zakochał – zabierały go ze sobą do swojego świata. Mogło się zdarzyć również, że huldry poślubiały ludzi, wtedy odpadały im ogony, a one same żyjąc między ludźmi unikały kościoła.

 

Huldra 10 żyje ze mną już dość długo, ale nie jestem w stanie stwierdzić, czy odpadł jej ogon, czy to ja jestem w jej świecie. Dziś na pewno zabrała mnie do swojego, a świata wspomniany Jan Johansson grał skandynawski jazz-folk cały poranek

Świat vintage audio jest tak długo fascynujący, jak długo tworzą go fascynujący ludzie. 

Umarł Król, niech żyje…. ?

Kilka osób w różnych momentach dnia pytało mnie mniej więcej tak:

-„Talon czy bilet na księżyc?!?”

Nie wiem… wciąż nie wiem. Szukam dla Celestion Ditton idealnej elektroniki towarzyszącej. Moje pierwsze emocje związane z odsłuchami były sprzeczne z drugimi emocjami. Na początku wydawały mi się KEFami Concerto z bardziej zadziorną górą, ale z czasem zaczęły nabierać jednak cech podobnych do mniejszych 15-tek. 

Te 15-tki to był mój game changer. Nagły przeskok z Grundigów 1500a prof na Celestion Ditton 15 wywrócił moje uszy na drugą stronę. Jasna i cykająca góra z Grundigów została zastąpiona równie szybkim, ale „nie cykającym” twitterem HF1300. To jeden z moich topowych tweeterów ever…

Okej, okej…. wciąż piszę o 15-stkach, a pytanie brzmiało, czy 44-ki to talon, czy bilet? 

Nie potrafię (emocjonalnie) sprzedawać swojego sprzętu, tym bardziej tego, który mi się podoba, który jest dla mnie bardzo ważny. Ale tydzień temu wyszeptałem słówko jednej osobie z podziemnego kręgu fanatyków vintage audio, że jadę po 44-ki i być może… być może… BYĆ MOŻE… będę chciał się rozstać z 15-tkami. Dziś umówiliśmy się na odsłuch. Ale taki zwykły odsłuch, bo kolega ze Starogardu właśnie kupił Telefunkena V201a (mam takiego samego) i chciał posłuchać jak gra to z Celestionami. 

No i przyjechał. Zaczęliśmy słuchać. Na początku spiąłem TFK 201a, a po chwili Grundiga V7000. Moim zdaniem o ile TFK miał taką lampową słodycz, to V7000 wyciągał z D15 wszystko, ale to wszystko, co najlepsze. 

Celestion Ditton 15 + Grundig V7000 to zestaw, który powstał po wielu dziesiątkach połączeń w różnych matrycach. Zestaw, który wyciąga maksymalnie wszystko z D15. Z żadnym innym wzmacniaczem nie usłyszałem tak głębokiego basu z tych średniej wielkości pudełek, przy jego pełnej kontroli. Karabin maszynowy skalibrowany lepiej niż 1500a prof. A do tego średnica na miejscu, bez żadnego wycofania i słodycz na górze. Ale taka słodycz jak czekolada z chilli. Chwyta Cię po 15 sekundach na języku. 

Mówię to z całą odpowiedzialnością, po raz kolejny: Celestion Ditton 15 to najlepsze kolumny w przedziale 1000-1500 zł jakie słyszałem w życiu.

– To bym wziął te kolumny….

– ….

– Gdzie jest najbliższy bankomat, chciałbym wziąć te Dittony 15.

Wydawało mi się, że Leszek przyjechał tylko aby ich posłuchać. Nie byłem gotowy na taką propozycję. Ale z drugiej strony, mam przecież mój talon lub bilet czyli D44. Nie mogę mieć tylu zestawów w salonie… a czy trzymanie Celestion Ditton 15 w garażu ma sens? Rozumiem, że można trzymać malutkie KEF Cresta w pierwszego wypustu w 1967 roku. To już coraz mniej dostępna legenda. Ale Ditton 15 jest wciąż w miarę dostępny… 

– Okej…. ale sprzedam je tylko w komplecie z Grundigiem V7000 – długo naszukałem się takiej synergii i po prostu nie można rozdzielać tego nieformalnego małżeństwa. 

Niestety dla mnie Leszek zdecydował się na zakup…

Umarł król. 

Teoretycznie powinienem zakrzyknąć: „niech żyje Ditton 44!!„, ale na to za wcześnie. 

Na puste podstawki po D15 ustawiłem kolumny Tandberg TR2520 i spiąłem z amplitunerem Tandberg Huldra 10. Jest jaśniej… nie ma tej podstawy i tego uderzenia beatu Borisa Blanka. Ale jest coś innego. Coś co już po kilkunastu minutach adaptacji ucha zaczyna wciągać i wciągać… 

Połączenie Tandberga z Tabdbergiem robi robotę. Nie po raz pierwszy sprawdzają się tzw. garniturki. Czyli zarówno spodnie jak i marynarka tej samej firmy. Mam ładnych kilka takich garniturków (B&O, ITT, Philips) które grają najlepiej właśnie ze sobą.