KEF Concerto vs Celestion Ditton 44 – Clash of the Titans

Kilka dni temu na portalu sprzedażowym pojawiły się Celestion Dittony 66 – absolutnie najwyższy model i legenda serii Ditton. Najciekawsze w tym było to, że sprzedawał je … pierwszy właściciel. Kolumny przywiezione osobiście z Francji w latach 70-tych. Przez niemal 50 lat stały w jednym miejscu. Na zdjęciach wyglądają nieskazitelnie. Cena 10k. Z czego 6k za to, że to Dittony 66 i 4k za to, że są nietknięte zębem czasu. To i tak była niska cena, co potwierdził tylko fakt, że po dwóch dniach po ogłoszeniu nie ma śladu. 

Natomiast cała ta sytuacja uświadomiła mi jaki to musiał być szczęśliwy człowiek. Przez 50 lat nie gonił króliczka i nie przepinał kabli między jednymi i drugimi skrzynkami, a po prostu słuchał muzyki. 

Ja wręcz przeciwnie. Staram się przekonać sam siebie, że przeprowadzka KEFów Concerto do garażu i wprowadzenie na ich miejsce Dittinów 44 to był dobry pomysł. Przez ostatni rok bardzo, ale to bardzo polubiłem Concerto i na tyle poznałem ich możliwości, ich sygnaturę dźwięku, że łatwo mi było oceniać spięte z nimi wzmacniacze. Tymczasem D44 namieszał mi w głowie, wysypał klocki na podłogę i układankę trzeba było zacząć od nowa. Gdy obserwuję audiofili w jeden wieczór słuchających 7 wzmacniaczy i 3 pary kolumn, do tego z DACem i gramofonem, i jeszcze przepinających kable to zastanawiam się ile z tego oni naprawdę słyszą (poza rzeczami ewidentnymi) a na ile to poza. To jest tak jakby ktoś po wysłuchaniu 30 sekund jednego utworu oceniał cały album. Pamiętam jak wymieniając się kiedyś kasetami z kumplami podstawową zasadą było: daj temu albumowi szansę, posłuchaj przynajmniej 5 razy aby się wypowiadać na jego temat. Tak samo staram się robić z konfiguracjami audio. Dwa dni to minimum. Różny repertuar, różny nastrój. Czasami faktycznie od samego początku słychać, że coś nie podchodzi, ale w wielu przypadkach, jak pierwsze emocje opadną dociera do mnie druga fala i albo powoli kradnie moje serce, albo wręcz przeciwnie – makijaż spływa jak japońskiej gejszy w strugach deszczu i zamienia się w zrzędliwą, męczącą babę.  

Zarówno KEF Concerto jak i Celestion Ditton 44 należą do kategorii kolumn kradnących serce powoli. Pięknych bez makijażu. Ale jednak innych. Choć mówię tutaj o „inności” w amplitudzie zawężonej do UK, do charakterystyki brytyjskiego dźwięku, ze schowaną, wręcz (na pierwszy rzut ucha) stłumioną górą i kwitnącą średnicą.

Przytargałem z garażu Concerto. Postawiłem obok czekających na nie D44, przeciągnąłem kable do stolika obok centralnie umieszczonego fotela. Na fotelu siedziałem ja. Na stoliku stał NAD 3140 (czyli mocniejsza wersja 3020 – jedyny zintegrowany wzmacniacz NADa z dokładnie tej samej serii co kultowy 3020). Wybrałem go dlatego, bo gra jak  3020, a nawet lepiej, ma więcej mocy, brytyjskie brzmienie i … wyjścia na dwie pary kolumn. Mogłem, siedząc idealnie centralnie, jedną ręką przełączać między Concerto a D44. A obok mnie nadstawiał się do głaskania angielski chart.

angielskie kolumny, angielski wzmacniacz i angielski chart

KEF Concerto: brzmienie bardziej miękkie, szerokie i co najbardziej charakterystyczne: grające na linii kolumn lub z lekkim przesunięciem do tyłu. Najbardziej słyszalne na wokalach, gdy śpiew dochodził dokładnie ze środka sceny.

Ditton 44: tutaj wokal zdecydowanie wychodził do przodu, kilka kroków przed i tak wysunięte do przodu pozostałe instrumenty. Brzmienie było też ostrzejsze a wysokie tony głośniejsze. Podkreślę jeszcze raz – ostrzejsze, bardziej detaliczne w tzw. „angielskiej skali”, czyli wciąż bardzo miękkie jak na ogólne standardy. Odnosiłem też wrażenie, że scena jest węższa niż w Concerto.

Po pół godzinie byłem przekonany, że KEFy są bliższe mojemu sercu i to Dittony pójdą do garażu. Ale z każdą kolejną godziną suwak mojego wewnętrznego balansu zmieniał pozycję i wędrował ku środkowi. W końcu z ciekawości rozsunąłem Dittony trochę szerzej niż Concerto i… nie do wiary… one potrzebują po prostu więcej miejsca aby rozwinąć skrzydła. Ta niewielka zmiana sprawiła, że musiałem skreślić swoje poprzednie przemyślenie, że to KEFy grają szerzej. Grając w identycznym rozstawieniu około 300-320 cm  (ustawiłem je naprzemiennie) przestałem słyszeć różnicę w szerokości sceny. 

Pod koniec dnia suwak balansu powędrował na stronę Dittonów…

ALE. 

W tym pojedynku nie ma wygranego i przegranego. Każda z tych kolumn jest znakomita i każda trafia w różne zakamarki mojego serca. Concerto ujmuje mnie miękkością. Gdyby ktoś zapytał się mnie o „brzmienie lat 70-tych” to wskazałbym Concerto. To nie były kolumny niszowe, tylko topowy produkt z katalogu KEFa, który trafił do niejednego domu. Ditton ma trochę więcej zadziorności na górze, trochę ostrzejszy detal. Ale im schodzimy niżej tym różnic coraz mniej. Średnica jest genialna w obu. Bas w przypadku NADa 3140 zachowywał się identycznie w obu kolumnach. Ale nie był to bas jak z love parade… aby go wyciągnąć z tych brytyjskich klasyków trzeba spiąć je z niemieckim wzmacniaczem  – wtedy mamy i imprezę rave i love parade 🙂

Starcie tytanów (biorąc pod uwagę największe różnice) stało się pojedynkiem na tweetery. 

  • T27 SP1032 występujące takich klasykach jak KEF 104aB czy Calinda
  • HF 2000 znane również z Ditton 25 czy topowego, wspomnianego na wstępie modelu 66

 

T27 SP1032

HF 2000

Sercem jestem za KEFem, ale rozumiem za Dittonem. Ciężka sprawa. Na szczęście nikt nie każe mi wybierać 🙂

Celestion Ditton 44 – Killing me softly

Ten wpis jest tworzony na raty.

Mijają dwa tygodnie od kiedy mam i słucham Celestion Ditton 44 przywiezione osobiście od Marcina z Charlie Studio z Warszawy.  I ciągle nam te kolumny mniej więcej na poziomie trzeciej randki. Choć przesłuchałem kilkanaście wzmaków… Ciężko jest mi stworzyć jeden spójny wpis na ich temat, proustowski strumień świadomości będzie lepszym rozwiązaniem. Zbieram notatki na ich temat z ostatnich dni.

Notatka nr 1

Celestion Ditton 44 to nie są kolumny, które dają pięścią w twarz. Nie wciskają w fotel przy pierwszym odsłuchu. Dla osób zakochanych w nowoczesnym soundzie grają zbyt vintagowo, a dla miłośników seventisów – są paradoksalnie zbyt dobre, zbyt ponadczasowe, wręcz zbyt nowoczesne.

W każdym razie nie są ani skrajne ani kontrowersyjnie. Dlatego tak trudno było pozbierać emocje pierwszego wrażenia.

Kiedy trafiły do mojego salonu musiały się rozepchać łokciami między dwiema moimi miłościami: Ditton 15 z szalejącą membraną bierną oraz KEF Concerto – dojrzałym i dostojnym prostopadłościanem, który całe lato słuchałem o wschodzie słońca czytając Historię Jazzu (to nie jest pseudopoetycki żart, tak było)

Pierwsze wrażenie: poszukiwania wulgarnego basu. … kiedy jesteś Dittonem 15 czyli kiedy jesteś mały to chodzisz na koturnach. Kiedy jesteś Dittonem 44 to możesz chodzić na boso, a i tak nikt nie ciebie małym – to nie kampania prezydencka.

Notatka nr 2

Dittony 44 konsekwentnie przesuwają się w kierunku kolumn wybitnych. W głowie mam coraz bardziej namieszane, bo nawet ze wzmakami, których nie uważałem za bardzo dobre, Dittony grają tak, że brak pytań. Podpiąłem je pod demona czyli Huldrę 10 ze stajni Tandberga. Siedzę trzy godziny i słucham. Obok stoi sztapel wzmacniaczy do odsłuchania, ale nie mam potrzeby nic zmieniać.  Zestaw gra czysto i detalicznie, a dół jest naturalnie dociążony przez objętość kolumn. Żadnego żyłowania wyniku.

Notatka nr 3

[To nie zwykła notatka, ale poranna prywatna odpowiedź na nocną dyskusję z Kamilem z Pszowa (brzmi, jak ze Zbyszkiem z Bogdańca) na temat D44. Bo wieczorem się tak zamieszałem, że poszedłem spać. ]

Reset i od początku.

Ditton 44 kiedy je przytargałem zaskoczyły mnie swoim … spokojem. Ditton 15 są bardzo wyrywne. Z dobrym prądem potrafią trząść pokojem. Do tego cudowny tweeter. Moje zaskoczenie polegało na tym, że nie jest to to samo odczucie spotęgowane proporcjonalnie do rozmiaru kolumny, ale jest ona inaczej zestrojona. Ditton 15 to paker prężący muskuły, ale niewielkiego wzrostu. Zmieniając je na Ditton 44 można było oczekiwać, że to będzie Schwarzenneger. A tu ciekawostka… dostaliśmy wysokiego, bardzo proporcjonalnie zbudowanego angielskiego lorda. Jest silny, ale nie jest przesadnie muskularny. To było zaskoczenie.

Dittony 44 grają w każdym aspekcie na TAK
 

  • wypełniają pokój dzwiękiem z sposób całkowicie swobodny i niewymuszony
  • są GENIALNE w jazzie
  • są bardzo dobre w każdej muzyce.
  • bardzo dobrze grają z WIĘKSZOŚCIĄ wzmacniaczy
  • spośród tych, z którymi dobrze graja najlepiej sprawdzają się te stonowane, neutralne, grające całkowicie naturalnie i jednorodnie, takie, które z innymi kolumnami grały „bez jajec” trochę. W wypadku Ditton 44 – to kolumny mają jaja, wzmacniacz im ma raczej nie przeszkadzać. Jeśli dodamy im wzmacniacz z jajami to mamy jedno spójne ciało z czterema jajami…. trochę za dużo.
  • kręcenie bas-sopran-loundness kaleczy dźwięk w większości wzmacniaczy. I mówię to nie z powodu audiofilskich przesądów, bo jak mnie znasz, nie stronię od poprawy barwy dźwięku gałkami, tutaj naprawdę w większości przypadków takie kręcenie pogarsza globalny odbiór dźwięku.

Moje przypuszczenie względem intencji konstruktów Celestionów jest takie:

Ditton 15 – dajmy im kopa, dajmy im koloru, zestrójmy je tak, że ludzie będą się dziwić że takie niewielkie kolumny grają tak znakomicie.

Ditton 44 – mamy tak dużą skrzynkę i trzy przetworniki, że nic nie musimy udowadniać, po prostu nie zespsujmy rewelacyjnego dźwięku.

I coś tu jest na rzeczy, bo w zwrotnicy D44 oraz D66 nie ma ani jednego rezystora. Tylko i wyłącznie kondensatory i cewki robiące za filtry górno i dolnoprzepustowe. ŻADEN z głośników nie jest ściszany albo podgłaśniany względem reszty przez użycie rezystorów, które występują w zdecydowanej większości zwrotnic głośnikowych. Czyli każdy z trzech głośników w kolumnie jest idealnie względem siebie dobrany. Być może dlatego dźwięk na zero naprawdę brzmi najbardziej naturalnie.

 

 * * *

W tym opisie nie ma epilogu. Celestion Ditton 44 zostaną ze mną na bardzo długo. A jak tylko zniknie świąteczna choinka to obok nich staną KEF Concerto i rozpocznie się przepinanie kabli między dwoma charakterami. 

Umarł Król, niech żyje…. ?

Kilka osób w różnych momentach dnia pytało mnie mniej więcej tak:

-„Talon czy bilet na księżyc?!?”

Nie wiem… wciąż nie wiem. Szukam dla Celestion Ditton idealnej elektroniki towarzyszącej. Moje pierwsze emocje związane z odsłuchami były sprzeczne z drugimi emocjami. Na początku wydawały mi się KEFami Concerto z bardziej zadziorną górą, ale z czasem zaczęły nabierać jednak cech podobnych do mniejszych 15-tek. 

Te 15-tki to był mój game changer. Nagły przeskok z Grundigów 1500a prof na Celestion Ditton 15 wywrócił moje uszy na drugą stronę. Jasna i cykająca góra z Grundigów została zastąpiona równie szybkim, ale „nie cykającym” twitterem HF1300. To jeden z moich topowych tweeterów ever…

Okej, okej…. wciąż piszę o 15-stkach, a pytanie brzmiało, czy 44-ki to talon, czy bilet? 

Nie potrafię (emocjonalnie) sprzedawać swojego sprzętu, tym bardziej tego, który mi się podoba, który jest dla mnie bardzo ważny. Ale tydzień temu wyszeptałem słówko jednej osobie z podziemnego kręgu fanatyków vintage audio, że jadę po 44-ki i być może… być może… BYĆ MOŻE… będę chciał się rozstać z 15-tkami. Dziś umówiliśmy się na odsłuch. Ale taki zwykły odsłuch, bo kolega ze Starogardu właśnie kupił Telefunkena V201a (mam takiego samego) i chciał posłuchać jak gra to z Celestionami. 

No i przyjechał. Zaczęliśmy słuchać. Na początku spiąłem TFK 201a, a po chwili Grundiga V7000. Moim zdaniem o ile TFK miał taką lampową słodycz, to V7000 wyciągał z D15 wszystko, ale to wszystko, co najlepsze. 

Celestion Ditton 15 + Grundig V7000 to zestaw, który powstał po wielu dziesiątkach połączeń w różnych matrycach. Zestaw, który wyciąga maksymalnie wszystko z D15. Z żadnym innym wzmacniaczem nie usłyszałem tak głębokiego basu z tych średniej wielkości pudełek, przy jego pełnej kontroli. Karabin maszynowy skalibrowany lepiej niż 1500a prof. A do tego średnica na miejscu, bez żadnego wycofania i słodycz na górze. Ale taka słodycz jak czekolada z chilli. Chwyta Cię po 15 sekundach na języku. 

Mówię to z całą odpowiedzialnością, po raz kolejny: Celestion Ditton 15 to najlepsze kolumny w przedziale 1000-1500 zł jakie słyszałem w życiu.

– To bym wziął te kolumny….

– ….

– Gdzie jest najbliższy bankomat, chciałbym wziąć te Dittony 15.

Wydawało mi się, że Leszek przyjechał tylko aby ich posłuchać. Nie byłem gotowy na taką propozycję. Ale z drugiej strony, mam przecież mój talon lub bilet czyli D44. Nie mogę mieć tylu zestawów w salonie… a czy trzymanie Celestion Ditton 15 w garażu ma sens? Rozumiem, że można trzymać malutkie KEF Cresta w pierwszego wypustu w 1967 roku. To już coraz mniej dostępna legenda. Ale Ditton 15 jest wciąż w miarę dostępny… 

– Okej…. ale sprzedam je tylko w komplecie z Grundigiem V7000 – długo naszukałem się takiej synergii i po prostu nie można rozdzielać tego nieformalnego małżeństwa. 

Niestety dla mnie Leszek zdecydował się na zakup…

Umarł król. 

Teoretycznie powinienem zakrzyknąć: „niech żyje Ditton 44!!„, ale na to za wcześnie. 

Na puste podstawki po D15 ustawiłem kolumny Tandberg TR2520 i spiąłem z amplitunerem Tandberg Huldra 10. Jest jaśniej… nie ma tej podstawy i tego uderzenia beatu Borisa Blanka. Ale jest coś innego. Coś co już po kilkunastu minutach adaptacji ucha zaczyna wciągać i wciągać… 

Połączenie Tandberga z Tabdbergiem robi robotę. Nie po raz pierwszy sprawdzają się tzw. garniturki. Czyli zarówno spodnie jak i marynarka tej samej firmy. Mam ładnych kilka takich garniturków (B&O, ITT, Philips) które grają najlepiej właśnie ze sobą. 

 

Celestion Ditton 44 – Ticket to the Moon (?)

To nie jest wpis o tym, jak grają te kolumny. To jest wpis o tym dlaczego chciałem je mieć i o podróży aby je zdobyć.

* * *

Nie zmieniam często kolumn, robię raczej kołowrotek ze wzmacniaczami. Niektórzy mają inaczej – kilka sprawdzonych wzmaków, dobry niemiec, japończyk na 100V + transformator i lampa, i do tego kołowrotek z kolumnami. Tak ma Marcin aka Charlie Studio.  Ja od długiego czasu gram na trzech parach kolumn:

  1. Infinity Renaissance 90 – dwie czarne trumny, które będę miał tak długo aż nie wzbogacę się na tyle, aby doświadczyć jak grają z amerykańskimi drogimi systemami. Póki co napędzam je Electrocompanietem ECI5 i nie widzę dostępnej finansowej możliwości na zmianę tego duetu.
  2. KEF Concerto – czasem łącze je z utraprzestrzennym Creek 4040 S2, czasem z TFK V201a, czasem SABA Studio IIA, znam je doskonale, nauczyłem się je kochać, ale też przewidywać.
  3. Celestion Ditton 15 –  co te małe kolumny robią w moim głównym systemie? Robią dobrze. Robią tak od pierwszej chwili, kiedy je spiąłem. Robią WOW i mówię to z pełną odpowiedzialnością – kupno ich dziś za 1000-1500 zł w świetnym stanie to najlepszy stosunek jakości do ceny na rynku kolumn vintage.

Jest takie studio, w którym jest pewien człowiek, który robi to, o czym marzy każdy pracownik korpo – jest melomanem, audiofilem i stolarzem. Święta Trójca marzeń mężczyzny w średnim wieku. To studio nazywa się Charlie Studio i powoli robi się słynne na całą Polskę… baaa, nie tyle na całą Polskę. a na całą Warszawę!! … a nawet bardziej!! Jest słynne na cały Grochów! 

Moje pierwsze kolumny, które przeszły przez Charlie Studio to wspomniane przed chwilą Ditton 15. Kupując je, nie wiedziałem, że renowacją tych pudełek zajmował się właśnie Marcin od Charliego. Doszedłem do tego szukając informacji o Ditton 15 w necie, historycznych aukcji na allegro i tym tropem trafiłem na numery seryjne moich 15-tek identyczne z tymi, które widniały w portfolio „audiostolarni” z Grochowa. 

Tak trafiłem na Charlie Studio, na miejsce, gdzie jazz gra z każdego kąta studia i stolarni i można hipnotyzować się nim nawet patrząc na zdjęcia na facebooku. 

Miesiąc temu zauważyłem na profilu fb Charliego zdjęcia Celestion Ditton 44. Wziąłem kilka głębszych oddechów i … poczekałem kilka dni. Po kilku dniach nastał piątek, kiedy o 23-ciej miałem odebrać córkę z dworca PKP i czekając na pociąg i trochę nudząc się, a trochę trącając zaczepnie strunę przyszłego działania napisałem pytanie, czy te 44-ki można by jakkolwiek kupić.

Powymienialiśmy uprzejmości i każdy poszedł w swoją stronę. 

Po trzech tygodniach odświeżyłem dialog:

– Rozumiem, że 44-ki kupił fotograf? – nawiązując do aukcji na olx gdzie fotograf dittonów sprzedawał 15-tki pisząc, że przechodzi na 44-ki. 

Mam je cały czas u siebie, ale sporo chętnych – otrzymałem odpowiedź.

A jak wygląda labirynt, prowadzący do możliwości ich kupna – zapytałem

 Najpierw trzeba zadzwonić.

* * *

– Dzień dobry, dzwonię w sprawie Ditton 44…

– Ach, to Ty mój Watsonie!

Tymi słowami, przywiał mnie Marcin, kiedy zadzwoniłem po raz pierwszy. 

Na szczęście byłem dobrze przygotowany i egzamin z jazzu i prog rocka zdałem na tyle aby otrzymać adres Studia Charlie. 

Czy jest lepszy dzień na podróż po Celestion Ditton 44 niż Mikołajki?

Wstałem o 4 rano, na Grochów dojechałem niewiele po wschodzie słońca, spotkałem szalonego stolarza Marcina, zapakowałem 44-ki do bagażnika i wróciłem do Gdańska pełen obaw i nadziei.

….

Czy kupno 44-rek było dla mnie biletem na księżyc? Czy raczej talonem rekompensacyjnym od GTI Travel na odwołaną wycieczkę do Turcji? 

O tym napiszę za kilka dni.