Zanim zostałem „audiofilem” przez kilka lat byłem „ultramaratończykiem”. W międzyczasie zostałem jeszcze „psiarzem” i z tego powodu mam ciągły kontakt z ultramaratończykami w trakcie spacerów z psem. Pewnego dnia wszystkie trzy uniwersa się połączyły w jedno. Spacerowałem z psem i zatrzymał się przy mnie Piotr, z którym swego czasu kilka biegów powyżej 42 km zrobiłem i zapytał:

– Tomek, a mógłbyś mi znaleźć jakiś fajny gramofon?
Oczy otworzyły mi się najszerzej jak tylko mogą otworzyć osobie z genami ze stepów opisywanych przez Mickiewicza. To nie było pytanie, które słyszę na każdym spacerze czyli: „Tomek, kiedy zaczniesz biegać?„. To było pytanie wkraczające w uniwersum audiofilii!
– TAAAAAK!! – odpowiedziałem
– Ale na czym właściwie będziesz tego gramofonu słuchał – zapytałem po pięciu sekundach zastanowienia
– No właśnie nie wiem…. A na czym się słucha gramofonu?
– Jeśli pytasz o sprzęty vintage, to one zazwyczaj mają wbudowany preamp gramofonowy, więc wystarczy taki wzmacniacz/amplituner do tego kolumny i voila!
– No to właśnie o czymś takim myślę.
– A jaki masz na to budżet?
– Tysiąc… pięćset ?
– Za tyle możesz mieć genialny zestaw vintage!
– Jak trzeba więcej to może być więcej…
– Nie trzeba! – challenge accepted!
W głowie tysiąc pomysłów. Ile razy kupując jakiś sprzęt na OLX za 300-400 zł byłem w szoku jak dobrze to gra? Ale z drugiej strony ile też razy docierał, wbrew obietnicom sprzedającego, szrot – który po włożeniu drugie a czasem trzecie tyle kasy dopiero zaczynał grać. Z jednej strony gotowe rozwiązania, z drugiej ciekawość, aby sprawdzić coś nowego.
Upewniwszy się, że mówimy o sprzęcie vintage, ale takim prawdziwym vintage, kiedy kolumny i boczki wzmacniaczy były w drewnie, analogowe skale na amplitunerach i grało to ciepłym, głębokim, czasami przekoloryzowanym dźwiękiem, zabrałem się do poszukiwań.
Pierwszy pomysł – a może Tandberg?
Miałem cztery modele kolumn tej marki i każde z nich grały świetnie. Wyszukałem ofertę od handlarza z Pomieczyna kolumny Tandberg TL-1520. To był pewniak. Miałem je już kiedyś wcześniej i grały jak na swoje rozmiary cudownie. Szybka decyzja, omijamy OLX i przelewam na konto. Kwota bardzo uczciwa – 400 zł plus koszty wysyłki. Sprzedawca pisze, że kolumny sprawne. Na pytanie czy mogę zdjęcie głośników pisze, że nie – bo maskownice są na dwustronnych gwoździach. Kupuje. Kolumny docierają i … zonk. Grają jak kupa. Charczą i pierdzą. Delikatnie podważam i demontuję maskownice. W obu kolumnach zawieszenia wooferów są w stanie rozkładu połowicznego. Po prostu nie istnieją.

Wysyłam zdjęcie do sprzedającego z Pomieczyna i pytam się co dalej?
– NIC! Kolumny kiedy je wysyłałem były sprawne, a Pan zdemontował maskownice, tym samym naruszając konstrukcję. Reklamacji brak.
Kto by się nie zagotował? Kto by po takiej kurewskiej odpowiedzi się nie zagotował?!!! Dyskusja była gruba i ocierała się o mordobicie. Finalnie umówiliśmy się, że pokrywamy 50/50 koszty regeneracji wooferów. To nie jest nic nietypowego, że po kilkudziesięciu latach woofery się anihilują, ale warto o tym wspomnieć, zamiast uciekać się do wybiegów o niedemontowalnych maskownicach. Ostatecznie dogadaliśmy się pół na pół, ale pojawił się inny problem, który w pierwszej chwili pominąłem…
Te kolumny niebywale śmierdziały! Piwnica, grzyb, bakteria. Odór był ogromny. Dostałem OPR z Acoustic Kolbudy, którzy naprawiali zawieszenia, że zasmrodziłem im zakład. Przystąpiłem do prania. Przecierałem skrzynie środkami do niwelowania zapachów, prałem maskownice dwukrotnie. Było dużo lepiej, ale zapach piwnicy wiąż unosił się nad tymi rewelacyjnie brzmiącymi po regeneracji zawieszeń skrzynkami. Słuchałem ich pół godziny po czym wynosiłem do szopy na ogrodzie. Poddałem się… muszę umówić się na ozonowanie w jakimś studiu delailingowym dla samochodów. Podobno pomaga.
Potrzebny był kolumnowy PIVOT.
Ale pojawił się temat gramofonu.
Podświadomie dążyłem do tego, aby był to gramofon Philipsa z wkładką GP400 – czyli popularny, tani i dobry sprzęt. Trzeba jednak uważać aby igła była z tych lepszych kopii. Miałem w historii kilka gramofonów Philipsa (będzie o tym osobny wpis) i raz dałem się nabrać na najtańszą możliwą igłę zastępczą. Dramat. Natomiast z droższymi zamiennikami wkładki GP400 grają naprawdę świetnie – w swoim low-endowym budżecie.
Ale trafiłem na inny, częściowo mi nieznany, z dobrą wkładką, z igłą niewymagającą wymiany – DUAL 1228 z wkładką Shure. Kupiłem go za 400 zł. Dobra cena wynikała z tego, że z tyłu przy zawiasie było nieznaczne pęknięcie pokrywy. Oraz sama pokrywa opadała. Igła grała czysto, opadanie pokrywy rozwiązałem lekkim dokręceniem regulacji mocowania. Idlerowy napęd działał sprawnie i równo – na stroboskopie wszystko stało jak stać powinno. System Start&Stop pracował lepiej niż w nowoczesnych samochodach.

– Piotr, gramofon już mamy, ale przyjdź do mnie, posłuchasz, pooglądasz resztę.
Wpadłem wtedy na pomysł, aby wyciągnąć z garażu kolumny Philips 22RH423. Kupiłem je dwa lata temu, kiedy byłem na fali eksplorowania holenderskiej marki i one jako jedyne ze mną zostały. Włożyłem w nie trochę dodatkowych pieniędzy w regenerację i finalnie zagrały cudownie. Podpiąłem je pod Philipsowy nowy nabytek – 550 „Fisheye” i … grało jako tako akceptowalnie, spiąłem też na szybo z Huldrą Tandberga – lepiej, ciekawiej.

I przyszedł Piotr.
Spojrzał analitycznym wzrokiem na wszystkie sprzęty, które miałem. Obwąchał Tandbergi z Pomieczyna i stwierdził, że bez ozonowania nikt nie jest w stanie trzymać ich w domu. Trudno było się nie zgodzić. Obejrzał Huldrę, Harmana, Arcama, Sabę, Kenwooda i Onkyo… w końcu jego wzrok skupił się na Philpsie 22RH590. Ale na tym egzemplarzu serwisowanym specjalnie dla mnie, na lata… ba! na dziesięciolecia. Patrzył na mojego najlepszego z najlepszych z Philipsów i widziałem w jego oczach jak układanka się dopełnia.
– A podłączysz mi tego 22RH590 z tymi kolumnami 22RH423?
Podłączyłem. I zagrało tak jak miało. Zarówno kolumny jak i wzmak były po serwisie. Wypielęgnowane i ustawione tak jak w holenderskiej fabryce na początku lat 70-tych. Wooow.
– To jeśli można to bym chciał taki zestaw. Teraz jestem rowerem, ale po weekendzie byśmy się umówili.

Siedziałem cały wieczór, słuchałem na tym Philipsie Davida Crosbiego, a moje myśli wahały się miedzy entuzjazmem, że fajny zestaw trafi w dobre ręce, a depresją, że moja prywatna kolekcja zostaje pozbawiona jednego z diamentów. Z tej zgryzoty aż napisałem Kamilowi, że 590-tka miała być ze mną, że słucham na niej muzyki ciszy w 357 od kilku godzin i zarówno to co puszcza Niedźwiedzki i zaraz za nim Stelmach gra MEGA. Nie chodzi o to aby na każdym sprzęcie rąbać non stop Dianę Krall. Muzyka audiofilska jest łatwa w zachwycie. Ale radio daje większe spektrum, choć dzisiejszy dzień – Wielki Piątek – nie skłaniał nadawców do zbyt ekspansywnej dźwiękowo muzyki.

Przez ostatni tydzień na przemian testowałem dwa zestawy
- Philips 22RH590 + 22RH423
- SABA Studio Automatic + Celestion Ditton 44 – mój nr 1
Ten pierwszy jest 10 razy tańszy od drugiego.
Myślę, że 99 na 100 osób wybrałoby ten pierwszy zamiast dopłacać 10x tyle $$ za kilka niuansów…. Niuansów, ale zajebiście ważnych dla takich vintagowych pojebów jak Kamil, Dawid czy ja 🙂
Pomieczyno?
Pan Marek?
Władca telefonicznych połączeń?
Który nigdy nie wychyla się zza czarnych okularów,
a potencjalnych klientów, którzy zadali zbyt wiele pytań,
zabija wzrokiem?
„Dzień dobry
Niestety zestaw jest w pakowalni.
Maskownice są nierozbieralne.
Mam dużo pracy.
Przyjechał nowy transport i od rana do wieczora wystawiam sprzęty.
Ma Pan moje słowo że jest w bardzo dobrym stanie.
Po resztę pytań proszę dzwonić”
Pan Marek nie ma czasu na transakcję za 800 zł,
bo właśnie wystawia piórnik z flamastrami:
„Proszę dzwonić
Nie mam czasu na klikanie”
Aby nie było krwi …
Pan Marek chciał przekierować rozmowę na połączenie głosowe:
„Odpowiem na wszystkie pytania telefonicznie”
Bo niezapisane słowa nie zostawiają śladów:
„Proszę podać nr tel
Oddzwonię”