H to He Who Am The Only One (CPK session no. 6)

Po kilku dniach słuchania Freudenstadt + kolumn z zestawu zapragnąłem przyciemnić nieco dźwiękowy pejzaż i wytargałem z garażu SRI-16 (btw. czy ktoś wie czym różni się SRI-16 od SRI-18??). Jeden z moich dwóch egzemplarzy, który w trakcie podróży został przez kuriera potraktowany rzutem narożnikiem w beton. Zdjąłem więc obudowę i niedzielne popołudnie spędziłem z klejem do drewna, kitem w kolorze czereśni, papierem ściernym i olejem do drewna. A SABY słuchałem na golasa…. tzn SABA była bez obudowy 🙂

Przy okazji zajrzałem na tył i okazało się skąd naprawdę bierze się dźwięk. Jako dziecko podejrzewał to chyba każdy…

Po raz kolejny powtórzę, że te małe kolumienki z zestawu od Freudenstadt mają w sobie taki urok, że raz spięte grają, grają i grają…

Następnego dnia ubrałem SABĘ SRI-16 w odświeżone pudełko i połączyłem z kolumnami SABA IIA, czyli ta sama marka, mniej więcej te same lata i … dwie cechy podobne do siebie nałożyły się a w efekcie powstał ciepły, gęsto utkany koc z wełny wielbłąda.

SABA SRI-16 to najciemniejsza lampa ze stajni ze Schwarzwaldu. Dla wielu aż nazbyt ciemna, miękka, okrągła. Ale dla mnie to archetyp wyobrażenia o lampie, która nie chce się ścigać w żadnych zawodach na AVS, a po prostu grać obok kominka. To taki rodzaj sprzętu, który ma wbudowany loudness i nie można go jakkolwiek wyłączyć.

Kolumny SABA IIA grają tak naprawdę bardzo podobnie. Nie są symetrycznym dopełnieniem a niemal brzmieniową kopią. One również grają tak, jakby miały wbudowany na stałe filtr konturu. Są przez to dość trudne w dobraniu wzmacniacza. Z jasnym „Automatikiem” zagrały oszałamiająco. Ze swoim trochę ciemniejszym imiennikiem (IIA) zrobiły mi akustyczne fraktale w głowie. Z innymi losowymi – grają losowo. Czasami potrafią zagrać albo bez wyrazu, albo karykaturalnie.

Gdy połączyłem SABA SRI-16 z kolumnami SABA IIA to powstał właśnie ten karykaturalny koc z wielbłąda. Tak jakby zagrały ze sobą dwa systemu loudness bez możliwości wyłączenia…

Ale… z kolumnami Pioneer CS-53 weszły w siebie jak dwa puzzle. Puściłem album H to He Who Am The Only One – Van Der Graaf Generator – to mój ulubiony zespół. Gdy ten album pojawił się na świecie, ktoś mógł słuchać go właśnie na takim zestawie. Idealnie, ciepło, lampowo, ale z zaznaczonym detalem…


Podsumowanie tej sesji codziennego przepinania kabli pochodzi od mojej żony:



Jeden komentarz do “H to He Who Am The Only One (CPK session no. 6)”

  1. A w średnicy:
    – przestrzenna
    – otwarta
    – delikatna
    – „przewiewna”
    – u wielbicieli „matowych” ciemności lamp RFT, może wywołać szok 🙂

Dodaj komentarz