O mojej przygodzie z konstrukcją skrzynek pod głośniki Diatone P-610A, kupnie na początku chińskich kopii i finalnie zdobyciu japońskiego oryginału pisałem w tych trzech wpisach:
Tutaj pisałem o idei i konstrukcji skrzynek.
Tutaj pisałem o teoretycznych poszukiwaniach głośników
A tutaj o praktycznych i pierwszym wrażeniu po wpięciu oryginałów.
Posłuchałem ich tydzień i ugiąłem się pod wodospadem nowych sprzętów do posłuchania odstawiając Diatone w róg pokoju. Zakodowałem je w głowie jako genialne w pewnych aspektach, ale też mocno nieuniwersalne.

Kiedy dwa dni temu odpinałem Telefunkeny L250 pierwszą myślą było wrócić do Ditton 44 i na nich posłuchać przez kilka dni hybrydy SABA Studio 1. Kilka miesięcy temu właśnie tę SABĘ oraz D44 określiłem w rozmowie z Kamilem, jak i pisząc tutaj bloga, że to w tamtym momencie najlepszy dźwięk jaki miałem w domu.
Czas na Diatone P-610A
Spiąłem je ze wspomnianym ampli, który jest trochę ciemniejszy od mojej perełki czyli Saby Automatic, i który kilka dni temu lepiej zrównoważył TFK L250. Włączyłem i…. usiadłem….
Tutaj nagranie jak to zagrało:
Wiadomo, nie da się nagrać mikrofonem brzmienia tak, jak ono naprawdę brzmi. Nie da się uchwycić perfum na zdjęciu.
Przez moje ręce i uszy przewinęło się ostatnio kilka naprawdę ciekawych pudełek: Celestion Ditton 15 i 44, kilka różnych KEF-ów, czy Telefunkeny z Isophonami, i cała fala młodszych konstrukcji – ale to te niepozorne, wręcz skromne Diatone P-610A mają w sobie coś, czego nie ma żadne z powyższych. Jakiś mały element, jakaś drobna kropelka aromatu, która sprawia, że smak całości jest absolutnie niezestawialny z niczym innym.
Nie mówię, że to zestaw na bezludną wyspę. Nie są idealne. Mają swoje wady, swoje kaprysy. Ale – i to duże ALE – mają w sobie cząstkę jakiegoś sekretu. Maleńką drobinkę dźwiękowego DNA, którego nie znalazłem nigdzie indziej.
Wcześniej, próbując to opisać porównałem do smaku herbaty Milky Oolong. I dziś, po dłuższym słuchaniu, wciąż nie znajduję lepszego porównania.
Bo tak – jest w nich coś mlecznego, łagodnego. Gładkość, która nie wypolerowuje emocji, ale przeciwnie – pozwala im wybrzmieć. Nie ma ostrości, nie ma zadziorności, ale za to jest… intymność? Ale jednocześnie – gdzieś na finiszu, nie ma też nadmiernej słodkości – uderza delikatna goryczka. Subtelna jak garść liści, które zostawiłeś w kubku odrobinę za długo. Daje to niezwykłą złożoność.
Diatone P-610A to nie są zwykłe przetworniki. Nie można po prostu ich posłuchać i zapomnieć.
Wracając do amplitunera, czyli SABA Studio 1, tranzystory germanowe i lampa w sekcji tunera. Dwa miesiące temu napisałem, że to jest najlepszy sprzęt jaki mam w domu. Dziś mogę z lekką modyfikacją podtrzymać do zdanie: SABA Studio 1 to najlepszy nie-w-pełni-lampowy amplituner/wzmacniacz jaki mam w domu. Wyżej są już tylko full-lampy.

Dźwięk starej szerokopasmówki jest faktycznie nie do podrobienia inamyzyce jazz, blues jest to coś pięknego. Minus iż to nigdy nie zagra na składach z dominującym basem. Posiadam kolumny na słynnych AD9710 i jest to kolumna właśnie specyficznie mega ciekawą ale nie uniwersalna.
Mam kolumny oparte o AD9710 (Studio System 838/764) ale nie rozumiem ich… nie oczarowały mnie i czekają na kolejne podejście.